Plecy zaczynały boleć mnie od długiego siedzenia na twardym, marmurowym tronie tuż obok mojego ojca. Mimo miękkich poduszek i ciepłego, granatowego pokrycia, po kilku godzinach trwanie w tej pozie dawało się we znaki.
Westchnęłam ciężko. Uroki bycia księżniczką. Metalowe, dwuskrzydłowe drzwi zostały cicho otwarte i do sali tronowej został wpuszczony starszy mężczyzna. Od wejścia schylał głowę w ukłonie, ukazując krótkie, siwe włosy z plamami łysiny.
– W-w-wasza wysok-k-kość... – zaczął głośno, poprawiając nerwowo lichy, podarty w niektórych miejscach płaszcz. – O-o-okadli mnie. C-c-cały mój sklep... N-nic nie zostało... Mam t-trójkę małych dzieci...
Potknął się o fałdę a czerwonym dywanie i upadł na kolana. Wstał szybko i pochylił się jeszcze niżej. Po raz kolejny tego dnia ścisnęło mi się serce na myśl o ludzkich problemach, na które nic nie mogłam poradzić. Odwróciłam wzrok od starca, starając się nie wczuwać w jego problemy – tak, jak nauczył mnie ojciec.
Przez wysokie, półokrągłe witraże do środka wpadało kolorowe światło, zalewając wszystko wokół barwnymi plamami, jak gdyby sama tęcza postanowiła towarzyszyć nam na spotkaniu.
Przez wysokie, półokrągłe witraże do środka wpadało kolorowe światło, zalewając wszystko wokół barwnymi plamami, jak gdyby sama tęcza postanowiła towarzyszyć nam na spotkaniu.
– Wiesz, kto cię okradł? – Donośny głos ojca rozbrzmiał w sali. Zmarszczył brwi i potarł pacami brodę. – Jeśli tak, trzeba wysłać listy gończe i zorganizować poszukiwania.
Skryba siedział przy niskim stoliku i pisał zawzięcie, wystawiając język z ust. Okulary raz za razem zjeżdżały mu z długiego nosa.
Skryba siedział przy niskim stoliku i pisał zawzięcie, wystawiając język z ust. Okulary raz za razem zjeżdżały mu z długiego nosa.
– N-n-nie, panie. Rano p-p-przyszedłem i sklep był sp-p-plądrowny... M-m-może to p-p-po prostu dzieciaki...
Król pokiwał powoli głową. Sięgnął po papier i coś zanotował, a na jego twarzy poznaczonej zmarszczkami nie pojawił się nawet cień emocji.
– Straż zostanie poinformowana o kradzieży i zapewniam, że zrobi wszystko, żeby złapać winnych. Jako zapomogę mogę zaoferować tysiąc złotych monet na odbudowę sklepu i jego uzupełnienie.
– Niech b-bóg ci błog-g-gosławi, p-panie. – Szybko wziął świstek i jeszcze kilkakrotnie podziękował, wracając do wyjścia.
Ojciec skinął na skrybę głową. Mężczyzna podpisał protokół i zaczął porządkować papiery.
Ojciec skinął na skrybę głową. Mężczyzna podpisał protokół i zaczął porządkować papiery.
– Co, słoneczko, koniec na dzisiaj? – Król przeciągnął się, aż coś strzeliło mu w plecach.
– Nie nadaję się do tego, ojcze – mruknęłam cicho, wstając i rozprostowując nogi.
Spojrzałam na ogromnego jastrzębia wiszącego za dwoma tronami. Szlachetne kamienie, którymi był wysadzany, mieniły się delikatnie w różnobarwnym świetle. Szmaragd zamiast oka łypał na mnie, jak gdyby ptak oskarżał mnie za bogactwa mojego królestwa.
– Nie możemy po prostu sprzedać tych kamieni i oddać trochę złota tym biednym ludziom? Nawet tego nie odczujemy.
– Nie, Katherine. Nie można im dawać ryby, tylko trzeba podarować wędkę. – Ojciec ruszył w stronę szerokiego i wysokiego korytarza.
Podążyłam za nim, obserwując jego szerokie plecy.
– Gdyby ten starzec otrzymał ode mnie sto tysięcy monet, mógłby nie pracować i wieść wygodne życie, to prawda. Ale co po jego śmierci, hmm? Załóżmy, że wyda połowę z tego. To, co zostanie, wezmą jego dzieci, a to nie będzie wystarczające. Jedak kiedy dostaną sklep, będą miały stałe źródło dochodu, utrzymają się, a także polepszą warunki swojego życia. I będą bardziej spełnieni, wiedząc, że zapracowali na to sami. I tak już dobrze im się powodziło, patrząc na to, że mieli sklep zamiast stoiska na targu.
Wyszliśmy na ogród. Zielona trawa skrzyła się w świetle ciepłych promieni słonecznych. Żywopłoty zostały schludnie przycięte, a niektóre z nich, za pomocą ogrodnika, zmieniły kształty – tym razem w leśne zwierzęta. Wilk z wyprostowanym ogonem, łania unosząca głowę, jak gdyby go wyczuła i nasłuchiwała zagrożenia.
– A co, gdybym dał te sto tysięcy monet Jerry'emu? – zapytał. Białe kamyczki chrzęściły pod naszymi stopami.
Wróciłam wspomnieniami do dnia, gdy go poznałam. Pierwszy raz towarzyszyłam ojcu w sali tronowej jako siedmio, może ośmioletnia dziewczynka. Bardziej zwracałam uwagę na zabawę biżuterią niż ludzi, którzy przychodzili z problemami.
Moją uwagę skupił jednak na sobie dziesięcioletni chłopiec z jasnymi, za długimi już włosami, które wpadały mu do oczu. Pamiętałam, jak drżał mu głos, gdy opowiadał o śmierci ojca, załamaniu swojej mamy, biedzie i głodzie. Jak starał się nie rozpłakać przed królem i wyjść na dorosłego mężczyznę.
– Jak myślisz, byłby teraz dowódcą męskiej straży?
Pokręciłam głową, zaczynając rozumieć tok myślenia ojca.
– Posada stajennego otworzyła mu drzwi do lepszej przyszłości. – Odgarnęłam włosy z twarzy.
Kilka kolejnych minut szliśmy w ciszy. Tak zaczęła się moja przyjaźń z Jerrym. Najpierw pomagał mi siodłać konie, potem ojciec pozwolił mu ze mną jeździć, aż w końcu po pracy, zamiast wracać do domu, zostawał ze mną w ogrodzie i bawiliśmy się razem.
– Ojcze... Pozwoliłbyś mu jechać na tą całą wyprawę na smoki? – zapytałam niepewnie.
– Zapytaj o to, o co chcesz zapytać, Katherine. – W jego czekoladowych oczach pojawił się błysk, gdy spojrzał na mnie. Drgał mu nieznacznie kącik ust i wiedziałam, że próbuje się nie zaśmiać.
Westchnęłam ciężko.
– Czy mogłabym jechać, gdyby Jerry mi towarzyszył?
Nie odpowiedział. Zamiast tego stanął przede mną i wziął moją twarz w dłonie. Pocałował mnie w czoło. Na policzku czułam chłód jego sygnetu.
– Dlaczego nie możesz chcieć po prostu być księżniczką? – wyszeptał, odsuwając się, i spojrzał mi w oczy. – Dlaczego wciąż nie możesz być tą małą dziewczynką, która z rozwichrzonymi włosami biegała za ptakami w ogrodzie?
Wzruszyłam ramionami i przymknęłam powieki. Nie chciałam oglądać smutku, który nagle pojawił się w oczach ojca.
– Jerry nie może jechać. Posiada zbyt ważne stanowisko i w razie jakiegokolwiek zagrożenia chciałbym, żeby pozostał na miejscu.
Zacisnęłam zęby, jednak powstrzymałam się od jakiejkolwiek odpowiedzi. Pokiwałam głową.
– Ale trochę nad tym myślałem... Larys również wyrusza, więc... pod jego opieką... – Przełknął głośno ślinę. – Masz się go słuchać, Katherine. Masz się słuchać każdego, kto ma choć trochę doświadczenia. Przejdziesz miesięczne szkolenie z Jerrym, dostaniesz najlepszą broń i zbroję.
Uśmiechnęłam się szeroko i rzuciłam ojcu na szyję.
– Dziękuję! Dziękuję! Jesteś najlepszym tatą na świecie!
Podniósł mnie i zakręcił się, przytulając mocno do siebie.
– Powinnaś podziękować królowi Sennie, to on namówił mnie na waszą podróż. Nadal nie mogę uwierzyć, że się zgodziłem. Tylko żebyś nie zapomniała, ile kosztuje mnie to nowych siwych włosów. – Spróbował zażartować, jednak ton jego głosu mocno przeczył wesołości.
***
– Kurczę blaszka, Kath, powinnaś porozmawiać o tym z królem – powiedział Jerry, przeczesując włosy – Tym bardziej, że wiadomość podrzucono ci dwa razy. Ktoś dwa razy dostał się do twojej komnaty.
– Wiem, wiem. – Westchnęłam ciężko. – Ale nie chcę mówić o tym ojcu, tajemniczy K.M. wspomniał, że to zamknie mi jedną z dróg czy jakoś tak.
Jerry spojrzał na mnie z niedowierzaniem i dorzucił trochę owsa do metalowego wiaderka, po czym wsypał do koryta swojego kasztanowego ogiera. Mimo że nie był już stajennym, wciąż miał pewien sentyment do koni i gdy miał czas, przychodził tu odpocząć.
– Tak, zamknie ci drogę – burknął, idąc wzdłuż betonowych boksów i sprawdzając, czy któremuś z wierzchowców czegoś nie brakuje. – Do głupoty!
– Tak, zamknie ci drogę – burknął, idąc wzdłuż betonowych boksów i sprawdzając, czy któremuś z wierzchowców czegoś nie brakuje. – Do głupoty!
Przewróciłam oczami. Strach poprzedniej nocy już ze mnie uleciał i serce nadal biło mi szybciej na myśl o tajemniczym liście, ale z ciekawości, a nie z przerażenia. Koniecznie chciałam poznać autora i dowiedzieć się, dlaczego podrzucił mi taką wiadomość.
– Mogę spróbować zmienić straże przy twojej komnacie – zaproponował. – I powiedzieć, by uważali na tego całego księcia Larysa.
Jeden z koni zarżał głośno i wystawił łeb zza bramki. Pogłaskałam jego szorstką sierść na pysku i delikatnie przejechałam palcami po chrapach.
– Nie trzeba, i tak niedługo wyjeżdżam – napomknęłam, wyciągając z kieszeni jabłko i podtykając siwej klaczy.
– Gdzie?
– Wyruszam na wyprawę na smoki. Wiem, że...
– Kurczę blaszka, Kath! – krzyknął, wyrzucając ręce w górę. – Żartujesz sobie ze mnie?! Nie masz żadnego doświadczenia, wyszkolenia, obycia z bronią! Jeśli chcesz zginąć, możesz to zrobić w lepszy sposób!
– Jerry, uspokój się, proszę...
– Jak?! Wiem, że kochasz adrenalinę, niebezpieczeństwo... Rozumiem to. Ale dlaczego nie możesz podejmować decyzji z głową? Myśląc o tym, co robisz?
– To jest moja szansa – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Mogę im pokazać, że bycie księżniczką nie umniejsza mojej wartości...
– Ale, Kath, Ty nigdy nie miałaś nawet miecza w ręce, jak chcesz im to udowodnić? – Zaczął krążyć po stajni. Splótł dłonie i założył je za głowę.
– Wiem, że na razie nie potrafię dużo i w sumie opieram się na samej teorii, ale mam miesiąc na szkolenie, nauczę się. Miałeś być moim mentorem.
Jerrey'emu kompletnie zrzedła mina. Kopnął wiaderko, które z łoskotem potoczyło się po podłodze i uderzyło w betonową ścianę. Wyszedł ze stajni, nawet się nie odwracając, i mocno zatrzasnął drewniane drzwi. Cisza wisiała w powietrzu.
Szybko odgoniłam łzy zbierające się pod powiekami i przymknęłam oczy. Czy naprawdę tak ciężko było zrozumieć, że po prostu chciałam spełnić swoje marzenia?
– Gdy wszystko zaczyna się walić, zacznij nucić – szepnęłam jeszcze do siebie.
– Nie trzeba, i tak niedługo wyjeżdżam – napomknęłam, wyciągając z kieszeni jabłko i podtykając siwej klaczy.
– Gdzie?
– Wyruszam na wyprawę na smoki. Wiem, że...
– Kurczę blaszka, Kath! – krzyknął, wyrzucając ręce w górę. – Żartujesz sobie ze mnie?! Nie masz żadnego doświadczenia, wyszkolenia, obycia z bronią! Jeśli chcesz zginąć, możesz to zrobić w lepszy sposób!
– Jerry, uspokój się, proszę...
– Jak?! Wiem, że kochasz adrenalinę, niebezpieczeństwo... Rozumiem to. Ale dlaczego nie możesz podejmować decyzji z głową? Myśląc o tym, co robisz?
– To jest moja szansa – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Mogę im pokazać, że bycie księżniczką nie umniejsza mojej wartości...
– Ale, Kath, Ty nigdy nie miałaś nawet miecza w ręce, jak chcesz im to udowodnić? – Zaczął krążyć po stajni. Splótł dłonie i założył je za głowę.
– Wiem, że na razie nie potrafię dużo i w sumie opieram się na samej teorii, ale mam miesiąc na szkolenie, nauczę się. Miałeś być moim mentorem.
Jerrey'emu kompletnie zrzedła mina. Kopnął wiaderko, które z łoskotem potoczyło się po podłodze i uderzyło w betonową ścianę. Wyszedł ze stajni, nawet się nie odwracając, i mocno zatrzasnął drewniane drzwi. Cisza wisiała w powietrzu.
Szybko odgoniłam łzy zbierające się pod powiekami i przymknęłam oczy. Czy naprawdę tak ciężko było zrozumieć, że po prostu chciałam spełnić swoje marzenia?
– Gdy wszystko zaczyna się walić, zacznij nucić – szepnęłam jeszcze do siebie.
***
Wyszłam z królewskiej części miasta. Upalny dzień zamienił się w chłodny wieczór i żałowałam, że nie założyłam żadnej narzutki. Wiatr rozwiewał mi włosy, gdy szłam ciemnymi, bocznymi uliczkami. Rzadko kiedy wychodziłam tak późno i serce biło mi szybciej za każdym razem, gdy tylko usłyszałam jakiś dźwięk.
Przełknęłam ślinę. Na skórze pojawiła mi się gęsia skórka. Potarłam ramiona, próbując jakoś się ogrzać. W końcu doszłam na same obrzeża części mieszkalnej. Domy robiły się tam coraz mniejsze i skromniejsze.
Skierowałam się do jednego z nich. Już od progu odrzucił mnie zapach moczu i wymiotów, ale nie cofnęłam się. Zakryłam nos bluzką i ostrożnie weszłam do środka. Pod brudnymi ścianami stało kilkadziesiąt szklanych butelek w różnych kolorach i kształtach. Zapleśniałe resztki jedzenia leżały w kącie i zdziwiłam się, że w pomieszczeniu nadal nie zalęgło się robactwo.
W salonie, na starej kanapie, leżała kobieta. Chrapała cicho i nie obudziła się, gdy przez przypadek nadepnęłam na kawałek szkła, który pękł z trzaskiem.
Wyjęłam z kieszeni worek i wrzuciłam do niego śmieci, starając się nie robić hałasu. Zawiązałam go gdy się zapełnił i odłożyłam na bok. Zostawiłam na stole zamszową sakiewkę ze złotymi monetami. Wzięłam z krzesła postrzępiony, wypłowiały koc i zarzuciłam go na ramiona kobiety.
Gdy wyszłam w noc, szybkim krokiem skierowałam się do zamku, by zdążyć przed zamknięciem bram na noc. Przez całą drogę zastanawiałam się, co jeszcze mogłam zrobić dla mamy Jerry'ego.
Cześć! Jejku, dziękuję Wam wszystkim za komentarze, naprawdę jestem bardzo mile zaskoczona! Nie spodziewałam się, że zdobędę aż tylu czytelników i komentatorów. Doceniam również obecność tych, którzy czytają, ale nie komentują i zachęcam do dołączenia do grona komentatorów :D Chciałam jeszcze tylko zwrócić uwagę, że jedynie prolog był osadzony w XIX w., a reszta opowiadania jest w czasach współczesnych.
I oczywiście troszkę spóźnione wesołych świąt!